Czulem, ze swiatlo zaswieci nam w ten dzien, chcialem bardzo aby zaswiecilo i tak sie stalo. Nie moglem zrobic tej sesji w innych warunkach, nie moglem tego zrobic Asi i Kubie bo ich po prostu za dobrze znam aczkolwiek lubie robic zdjecia w nieprzewidzianych warunkach, przy skrajnych temperaturach (sa tego plusy… no naprawde). Ok ale do rzeczy… tych dwoje ludzikow to taka para dobrych dusz, od ktorych mozna pozyczyc kostke masla albo litra mleka i to na wieczne nieoddanie:) Ale nie to jest wazne…chociaz w skrajnych wypadkach jak naprawde tego mleka na nalesniki brakuje a nie ma szans aby wyskoczyc do sklepu bo np. Antek jest chory to staje sie to waznym elementem znajomosci sasiedzkiej i nie tylko :) I tutaj dochodzimy do tematu znajomosci ogolnej, ktora w mojej robocie stala sie czyms wiecej. Ale o co chodzi zastanawiasz sie? No wiec chodzi o to, ze gdy spotykam sie z ludzmi po raz pierwszy aby opowiedzieć co robię na slubie oprocz jedzenia rosolu to idę na to spotkanie zawsze z nastawieniem zbudowania pewnego rodzaju relacji i to nie biznesowej bo nie chce traktowac swoich pary jako klientow tylko wole okreslenie znajomi, ktorym moge zrobic fajne zdjecia na ich slubie, uczestniczyc w tym wydarzeniu, obserwowac co sie dzieje a co wiecej rejestrowac emocjonujace chwile. I to jest ta moc fotografii i bycia fotografem, ktora czujecie ogladajac i wspominajac fajne chwile i nie mowie tu tylko i wylacznie o slubach :)
Tylko popatrzcie na tych dwoje… mi nic wiecej nie potrzeba ;)